Chciałbym odnieść się do drugiej części cyklu “Bóg Wszechmocny”. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że aby w ogóle ateista mógł podjąć polemikę z biblistami, teologami i gorliwcami, jego wywód musi niestety wybrzmiewać w oparciu o założenie istnienia urojeń. Pan zaś kłuje czytelnika po oczach przymiotami dotyczącymi swego Boga. Otóż szafowanie takimi stwierdzeniami jak „wszechmoc”, „wszechobecność” czy „wszechwiedza” daje tylko argument do dłoni nam – ateistom. Dlatego, że niemożliwe jest istnienie takiego atrybutu jak wszechmoc, ponieważ zaprzecza on sam sobie, a jeszcze połączony z wszechwiedzą zupełnie nie wytrzymuje rzeczowej krytyki. Otóż postawmy panu B.P logiczne pytanie: czy Bóg byłby w stanie stworzyć taki głaz, którego nie mógłby udźwignąć? Możliwe odpowiedzi: 1. Tak, mógłby (a zatem nie jest wszechmogący, bo nie zdołałby udźwignąć głazu); 2. Nie, nie mógłby (a zatem nie jest wszechmogący, bo jest coś, co przekracza jego możliwości). W najlepszym wypadku możemy więc Boga nazwać potężnym lub nawet arcypotężnym, w żadnym razie jednak nie możemy nazwać go wszechmogącym.