Od kilkudziesięciu lat w tzw. chrześcijańskim świecie obserwuje się coraz większe zobojętnienie religijne. Interesuje mnie, co powoduje ten stan rzeczy? Czyżby zapowiadało ono całkowity kres religii?
To prawda, że w ostatnich kilkudziesięciu latach proces zobojętnienia religijnego objął prawie wszystkie wspólnoty chrześcijańskie oraz inne religie. Najwyraźniej dostrzegalne to jest w niektórych kościołach protestanckich oraz w Kościele rzymskokatolickim. Co na to wskazuje? Oto niektóre przykłady.
Jednym z przejawów zobojętnienia religijnego jest przede wszystkim niska frekwencja w uroczystościach kościelnych. Ciągły spadek uczestnictwa wiernych w liturgii dotyczy zarówno katolików, jak i protestantów. Na przykład we Włoszech, gdzie aż 98 proc. Włochów jest ochrzczonych (według oficjalnych statystyk), w niedzielnej mszy regularnie bierze udział jedynie 25 proc. katolików. Podobnie jest w dawnej katolickiej Hiszpanii, gdzie za praktykujących uważa się jedynie 30 procent katolików, oraz we Francji, gdzie tylko 10 procent chodzi do kościoła. Nie inaczej jest w pozostałych krajach, w których coraz mniej katolików bierze aktywny udział w życiu Kościoła. Również w Polsce – w ostatnim bastionie katolicyzmu – następuje ciągły spadek uczestnictwa w niedzielnej mszy. Z sondaży wynika, że grubo ponad 60 procent Polaków opowiada się za sklepami otwartymi w niedzielę, do kościoła regularnie chodzi w niedzielę niespełna 50 procent, a liczba ta nawet spada. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w niektórych Kościołach protestanckich. Na przykład w Wielkiej Brytanii w niedzielnych nabożeństwach bierze udział zaledwie trzy procent wiernych podających się za anglikanów, natomiast w krajach skandynawskich w nabożeństwie niedzielnym uczestniczy pięć procent luteranów. Korzystniej sytuacja ta przedstawia się jedynie w USA, gdzie wciąż wielu Amerykanów uczestniczy w życiu swojej wspólnoty religijnej.
Proces zobojętnienia religijnego udziela się jednak nie tylko ,,wiernym”, ale i duchownym. Dowodem tego jest chociażby ciągły spadek powołań kapłańskich w Europie Zachodniej. Mało tego. W wielu krajach – dotąd uznawanych za katolickie – nie tylko ma miejsce ogromny spadek powołań kapłańskich, ale dziesiątki tysięcy kapłanów zrzuciło sutannę, a wielu zakonników i zakonnic opuściło klasztory. Kościół rzymski obarczony celibatem stanął więc wobec poważnego kryzysu. W wielu krajach Europy Zachodniej biskupi musieli nawet pozamykać seminaria, kościoły i klasztory. Potężne niegdyś kościoły – protestanckie czy katolickie – stoją więc dziś w obliczu poważnego kryzysu wiary. W związku z czym nasuwają się kolejne pytania: Co do tego doprowadziło? Skąd ta obojętność wobec religii? Jakie są jej przyczyny?
Przyczyn należy szukać na samej górze – wśród przywódców żądnych absolutnej władzy. Chociaż bowiem na proces laicyzacji życia społecznego ogromny wpływ wywarło odrodzenie, reformacja, oświecenie i Wielka Rewolucja Francuska z rozdziałem Kościoła od państwa, do zobojętnienia religijnego i upadku autorytetu Kościoła rzymskiego przyczyniło się samo papiestwo, które przez całe wieki było polityczną machiną kontrolującą wszystkie dziedziny życia społeczno-politycznego. Krwawa historia papiestwa (okrucieństwa inkwizycji), jego stała ingerencja w sprawy państwowe, korupcja duchowieństwa i jego demoralizujący wpływ – to główne przyczyny upadku autorytetu Kościoła. Przypomnijmy, że jeszcze na krótko przed odebraniem Kościołowi miecza świeckiego, ,,za panowania trzech następców Piusa VII, to jest Leona XII, Piusa VIII i Grzegorza XVI stosunki w państwie papieskim stały się przedmiotem powszechnego zgorszenia. Istniejący porządek utrzymywał się jedynie dzięki zaciągom do senfedystów, którzy byli niczym innym jak rozbójnikami w barwach papieskich” (Ch. Hollis, ,,Historia jezuitów”). W rezultacie papieskich działań – skrajnie reakcyjnej polityki papiestwa, reaktywowania Towarzystwa Jezusowego, odnowienia sądów inkwizycyjnych, ponownego zamknięcia w rzymskim getcie Żydów, krwawych rozpraw policji papieskiej z wszelkimi przejawami nieposłuszeństwa, korupcji administracji papieskiej – nienawiść poddanych do papieży była tak ogromna, że – jak pisze Hollis – ,,mogli oni uchronić się przed wygnaniem tylko przyzywając dla swej obrony najpierw Austriaków, później zaś Francuzów”.
Oto jak Adam Mickiewicz w paryskiej ,,Trybunie Ludów” scharakteryzował stosunki panujące pomiędzy ówczesnym klerem a świeckimi:
,,Duchowieństwo stanowi w Państwie Kościelnym osobną kastę. Jest to właściwie jedyna kasta uprzywilejowana. A jednak kasta ta, władczyni dziedziny duchowej i świeckiej nie była wolna od niepokoju o moc i trwałość swego podwójnego panowania. Coraz bardziej czuła się oddalona od ludu (…). Ksiądz był dla Włocha czymś obcym, wrogim, nazwijmy rzecz po imieniu czymś odrażającym. Duchowieństwo dobrze o tym wiedziało: nie dowierzało ludowi, bało się go, nienawidziło” (w: Wiesław Miercik, ,,Fakty” Nr 29, 1988 r.).
Zobojętnienie religijne zbiega się więc ze zdemaskowaniem nadużywania religii we wszelkich poczynaniach papiestwa. Jednak autorytet moralny Kościoła rzymskiego, jak i niektórych Kościołów protestanckich, został mocno nadszarpnięty również przez ich uwikłanie się w bratobójcze wojny światowe XX wieku. Przypomnijmy, że w hitlerowskich Niemczech jedynie nieliczni protestanci (Kościół Wyznający), świadkowie Jehowy i adwentyści sprzeciwiali się działaniom wojennym. Natomiast Watykan bardziej zajęty był tym, jak przeciwdziałać wpływom socjalizmu i komunizmu. Zamiast potępić hitlerowskie zbrodnie (Holocaust) wolał potępić ,,bezbożny komunizm”. Od samego też początku Watykan opowiadał się za polityką faszystowskich Włoch, Hiszpanii i Niemiec, z którymi podpisał konkordaty, co doprowadziło do jeszcze większego upadku autorytetu Kościoła i kryzysu wiary na całym świecie.
Niemały wpływ na spadek religijności ma również wyraźnie widoczny rozdźwięk pomiędzy tym, co duchowni głoszą, a jak żyją. Rażące rozmijanie się deklarowanych postaw z praktyką życia wśród duchowieństwa to co prawda historia stara jak świat, ale w ostatnich kilkunastu latach rozdźwięk ten wciąż się pogłębia. Zatem politykierstwo, korupcja, alkoholizm i skandale seksualne z udziałem kleru to więc kolejne przyczyny wywołujące zarówno zgorszenie jak i zobojętnienie religijne. Jak mówi przysłowie – jaki kapłan taki lud.
Według Biblii, duchowi przywódcy zazwyczaj tylko ,,mówią, ale nie czynią” (Mt 23.3), a duchowieństwo współczesne wybitnie żyje w sprzeczności z Pismem Świętym. Wbrew jej nauce uprawia się bowiem handel zbawieniem i zarobkuje na religii (Mt 10.8; 23.14; Dz 8.20), o czym pisał już apostoł Piotr: ,,Z chciwości wykorzystywać was będą przez zmyślone opowieści; lecz wyrok potępienia na nich od dawna zapadł i zguba ich nie drzemie” (2 P 2.3).
Innym z kolei przykładem rażącej sprzeczności z Biblią jest celibat, który na siłę został wprowadzony do Kościoła dopiero przez Grzegorza VII Hildebranda (1073-1085). Warto przypomnieć, że zakaz wstępowania w związki małżeńskie kleru wywołał ogromne oburzenie wśród duchowieństwa katolickiego. Jednak w obliczu groźby wykluczenia z Kościoła, kler ostatecznie – aczkolwiek niechętnie – podporządkował się bezpodstawnym i bezprawnym żądaniom papieża. Bezpodstawnym, bo Biblia jednoznacznie uczy, że biskupi mają być żonaci (1 Tm 3.2-4; Tt 1.6, por. Łk 1.5-6) – podobnie jak apostoł Piotr i pozostali apostołowie (Mt 8.14; 1 Kor 9.5); bezprawnym, bo jest przeciwny rozsądkowi i naturalnemu prawu do miłości każdego człowieka (Rdz 2.18). Gloryfikowanie więc nakazu celibatu przez duchowieństwo katolickie – przy jednoczesnym łamaniu go (na wszystkie możliwe sposoby) – jest dowodem zarówno hipokryzji kleru, jak również bezsensu tego nieludzkiego wymogu. Ponadto wielu duchownych żyje również w konflikcie z zaleceniami Jana Pawła II, który zajmował stanowisko konserwatywne nie tylko w kwestii celibatu, ale też i całej doktryny Kościoła. Powtórzmy to jeszcze raz: duchowni ,,mówią, ale nie czynią”. Taka jest zresztą natura katolicyzmu. Jest on bardzo spektakularny, ale jednocześnie powierzchowny, przesycony przesądami, pogańskimi naleciałościami i oparty głównie na tzw. Tradycji zamiast na Biblii.
Odstępstwo od Pisma Świętego to zatem kolejna przyczyna zobojętnienia religijnego i odchodzenia ludzi od Kościołów. Zastąpienie bowiem Biblii Tradycją spowodowało, że większość wiernych nie zna w ogóle biblijnych podstaw wiary, co siłą rzeczy musi prowadzić do jej wypaczenia, a w efekcie do całkowitego rozczarowania. Także za ten stan rzeczy odpowiedzialni są głównie ci, którzy zaniedbują, uchylają i unieważniają przykazania Boże, a gloryfikują tzw. Tradycję. Tak przynajmniej powiedział Jezus: ,,Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie. I mówił im: Chytrze uchylacie przykazania Boże, aby naukę swoją zachować (…). Tak unieważniacie słowo Boże, przez swoją naukę, którą przekazujecie dalej” (Mk 7.7-9,13).
Nauka Kościoła rzymskiego niewiele ma wspólnego z Biblią. Każdy, kto uważnie prześledzi historię dogmatów Kościoła, łatwo może się o tym przekonać. Doktryna i wiara Kościoła rzymskiego nie opiera się bowiem na Biblii, ale głównie na Tradycji oraz postanowieniach soborów i papieży. Biblia dla Kościoła jest o tyle ważna, o ile wspiera jego fundamentalną naukę.
Fundamentalizm katolicki przeżywa jednak coraz większy kryzys. Wielu bowiem katolików ma na przykład dość ciągłego straszenia piekłem. Ciągle też spada odsetek wierzących w jego istnienie. W Europie Zachodniej w piekło wierzy już tylko jedna czwarta katolików francuskich i jedna trzecia ich współwyznawców w Hiszpanii. W Polsce zaś jest to 41 proc. respondentów (CBOS, 2001). Wielu ludzi – szczególnie młodych i wykształconych – ma też dość konserwatyzmu doktrynalnego i moralnego Kościoła. Jak wykazują sondaże z minionych lat, ponad 80 proc. katolików nie zgadza się z zalecaną antykoncepcją, prawie 50 procent opowiada się za eutanazją, a 35 proc. dopuszcza możliwość aborcji. Coraz częściej też słyszy się, że wiara w Boga nie wymaga przynależności do Kościoła. Co z tego wynika? Czyżby te i wiele innych zatrważających (katolickich hierarchów) symptomów zapowiadało kres religii?
Według ap. Pawła (2 Tes 2. 1-12; 2 Tm 3.1-5), a także Apokalipsy, wszystko zdaje się wskazywać na to, że dni religii rzeczywiście są policzone. Apokalipsa mówi bowiem wyraźnie o jej upadku, mówiąc: ,,Upadł, upadł Wielki Babilon i stał się siedliskiem demonów i schronieniem wszelkiego ducha nieczystego i schronieniem wszelkiego ptactwa nieczystego i wstrętnego” (18.2). Zatem według Apokalipsy św. Jana, Babilon, czyli miasto zbudowane na ,,siedmiu pagórkach” (Rzym), reprezentujące ogólnoświatowy system religijny z papiestwem na czele, musi upaść. Po pierwsze – z powodu niebotycznych grzechów (18.5); po drugie – z powodu nierządu uprawianego z królami ziemi (17.2); po trzecie – ponieważ doprowadził swych wiernych do bankructwa duchowego i moralnego (14.8); i wreszcie dlatego, że jest winny najstraszliwszych zbrodni. Ponieważ ,,w nim [Babilonie] znaleziono krew proroków i świętych, i wszystkich, którzy zostali pomordowani na ziemi” (18.24). Innymi słowy: Kościół papieski i wszyscy współdziałający z nim lub postępujący w jego duchu, zbiorą dokładnie to, co sami zasiali (Ap 18.7-8). Jak mówi prorok z wyspy Patmos, ocaleją jedynie ci, którzy podobnie jak Eliasz i siedem tysięcy jemu podobnych (1 Krl 19.14,18), zachowają wierność Bogu i Jego słowu (Ap 3.8,10).