Kiedy wiara jest grzechem?

Print Friendly, PDF & Email

Na podstawie rachunku prawdopodobieństwa zakładam, że Bóg istnieje. Zastanawiam się jednak nad tym, jak czuje się Bóg Ojciec, jeśli myślenie zastępujemy wiarą. Czy nie jest tak, że taka wiara jest grzechem, a wiara fanatyczna – na przykład w wydaniu ojca dyrektora Rydzyka – grzechem  ciężkim?

 Rozpocznijmy najpierw od wyjaśnienia, czym wiara nie jest. Przede wszystkim wiara nie jest tożsama z przynależnością religijną. Podkreślić to należy dlatego, że jeszcze dziś (szczególnie w naszym kraju) bardzo często słyszy się takie pojęcia, jak: ,,wiara katolicka”, ,,wiara ewangelicka”, ,,inna wiara” lub pytania w rodzaju: ,,Do jakiej wiary należysz?”. Z biblijnego punktu widzenia, takie ujęcie wiary nie ma żadnego uzasadnienia. Można bowiem należeć do tej czy innej wspólnoty religijnej, a być człowiekiem niewierzącym. Można kultywować tradycje religijne, a w ogóle nie przykładać większej wagi ani do Boga, ani do pochodzenia i znaczenia poszczególnych praktyk religijnych. Można też wiedzieć prawie wszystko, czego uczy Kościół, a nie znać kompletnie Biblii i nie zastanawiać się nad tym, w co się wierzy, nie mówiąc już o osobistym doświadczeniu wiary. Krótko mówiąc, można należeć do tego czy innego Kościoła, być niewierzącym albo też w większym lub mniejszym stopniu wierzyć we wszystko to, czego uczy dany Kościół, a tak naprawdę nadal być człowiekiem nieposiadającym żywej wiary! A zatem prawdziwa wiara nie jest zależna od przynależności do tej czy innej wspólnoty konfesyjnej, ani od praktyk religijnych, ani od posłuszeństwa duchowym przywódcom. Czym wobec tego jest wiara w biblijnym ujęciu?

Biblijny sens gr. pistis lub hebr. enuna, zwykle tłumaczone jako ,,wiara”, to zarówno świadome przyjęcie pewnych doktryn i zdarzeń, jak i ufne poleganie na Boga, wyrażające się wiernością i posłuszeństwem.

Tak rozumiana wiara nie zastępuje więc myślenia. Przeciwnie. Myślenie, wyciąganie wniosków i wiara idą ze sobą w parze. Wierzyć bezpodstawnie jest szczytem fanatyzmu. Wiara jest bowiem świadomą odpowiedzią człowieka na działanie Boga. Jest odpowiedzią na Bożą inicjatywę i Jego słowo (Rz 10.14-17). Oznacza to, że wiara zostaje zapoczątkowana w człowieku przez samego Boga (por. Rz 12.3;Ef 2.8). Innymi słowy, nikt z prawdziwie wierzących, nie zaplanował sobie, że pewnego dnia, tygodnia, miesiąca czy roku uwierzy w Boga. Jest to po prostu niemożliwe i dotyczy zarówno ludzi religijnych, jak i obojętnych religijnie. Jak powiedział Jezus: ,,Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali” (J 15.16).

Dzieło wiary, które zapoczątkowuje Bóg, nie od razu jednak bywa rozpoznane przez człowieka. Zwykle towarzyszą mu różne okoliczności, refleksje, głębokie wewnętrzne przeżycia, poszukiwanie sensu życia i pragnienie, aby móc wszystko zacząć od nowa, aby żyć uczciwie, w zgodzie z samym sobą i otoczeniem. W wielu przypadkach bywa też tak, szczególnie jeśli osoba jest areligijna, że wszystkich owych odczuć i pragnień na początku w ogóle nie kojarzy się z Bogiem, z religią, z wiarą. To znaczy, że osoba taka nie pragnie żyć inaczej (lepiej), na przykład z obawy przed śmiercią i piekłem (karą), czy z myślą o niebie (nagrodą), co tak często zarzuca się ludziom wierzącym. Przeciwnie, człowiek znajdujący się w tego rodzaju stanie ducha, nie boi się ani śmierci, ani Boga. Jedyne, co mu doskwiera, to poczucie winy, osamotnienia, wewnętrznej pustki, bezsensu i pragnienie, aby to wszystko móc zmienić. Biblia nazywa to opamiętaniem lub nawróceniem, czyli przemianą umysłu i serca, które zwykle rozpoczyna i dokonuje się w człowieku, gdy ten jeszcze w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Świadomość ta dojrzewa bowiem stopniowo i zwykle dopiero wtedy, kiedy następują wyraźne zmiany w jego dotychczasowym życiu (nagłe porzucenie wszelkich nałogów, złych nawyków, układów, od których był uzależniony itp.), pojawiają się pierwsze myśli o Bogu, i wtedy też dochodzi do niby to przypadkowego spotkania z kimś, kto już wcześniej doświadczył czegoś podobnego w swoim własnym życiu. W taki oto sposób stopniowo dochodzi do uświadomienia sobie, czym jest Ewangelia (por. Dz 8.26-38). Wtedy to – zwykle po nowych duchowych zmaganiach i konfrontacji z najbliższym otoczeniem – dochodzi wreszcie do podjęcia świadomej decyzji i ,,przyjęcia Słowa z całą gotowością”, jak to niegdyś uczynili biblijni Berejczycy, którzy ,,codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17.11). I wtedy też, tak naprawdę po raz pierwszy człowiek zaczyna uświadamiać sobie, czym jest wiara. Zaczyna rozumieć, że wiara jest odpowiedzią na Bożą inicjatywę i Jego Słowo. Uświadamia sobie, że tym, który to wszystko zapoczątkował, jest Ktoś potężny, Bóg, który zbawia, który nie tylko uwalnia człowieka od poczucia winy, ale również od wszelkiego rodzaju zła; który sprawia, że człowiek chce i skuteczne wykonuje wszelkie dobro  (por. Flp 2.13). Dodajmy jeszcze, że podobnie ten proces przebiega u ludzi religijnych, o czym można przeczytać w wielu miejscach Nowego Testamentu (por. Łk 5.1-11; J 3. 1-18; 4.1-26; Dz 9.1-18; 10.1-48).

Oto dlaczego ,,bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11.6).  Ponieważ, jakkolwiek ostateczny wybór należy do człowieka, to jednak cały ten proces zapoczątkowuje Bóg, który ratuje człowieka z opresji i daje mu ,,wszystko, co jest potrzebne do życia i pobożności” (2 P 1.3). Podobnie rzecz ta przedstawia się w relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi. Jeśli dziecko nie wierzy swoim kochającym rodzicom, to zarówno ono, jak i rodzice nie będą szczęśliwi. Żaden rodzic nie będzie też zadowolony, patrząc jak jego syn lub córka zaczyna działa na szkodę własną i rodziny.

A zatem, czy tego rodzaju wiarę w Boga, będącą odpowiedzią na Boże działanie i Jego Słowo, która czyni człowieka pozytywnie nastawionym do otocznia, która z egoisty czyni altruistę, która zło dobrem zwycięża, nazwiemy złem? Czy taką wiarę należy zwalczać? Kiedy więc wiara jest zgubna i grzeszna?

Przede wszystkim wtedy, gdy poprzestaje na deklaracjach, gdy człowiek  przyjmuje tylko pozór pobożności, podczas gdy jego życie jest jednym wielkim zaprzeczeniem ewangelicznej moralności (por. 2 Tm 3.5). W Liście Jakuba czytamy, że tego rodzaju wiara jest martwa. ,,Bo jak ciało bez tchnienia jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa” (2.26). Daremną, szkodliwą i tym samym grzeszną jest więc wiara pusta, obojętna na potrzeby najbliższych (Jk 1.27), bez miłości (1 Kor 13.2; Ga 5.6).

Daremna, szkodliwa i grzeszna jest również wiara, która jest sprzeczna z przesłaniem Pisma Świętego. Dotyczy więc nie tylko braku osobistej więzi z Bogiem i wrażliwości na potrzeby bliskich, ale również na przedkładaniu tzw. Tradycji nad Słowo Boże. Jezus powiedział: ,,Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie” (Mk 7.6-8). Przypomnijmy, że Biblia co najmniej w kilku miejscach przestrzega, aby niczego do niej nie dodawać i nie wypaczać jej przesłania (Pwt 4.2; Prz 30.6; Mt 5.17-19; Ga 1.6-9; Ap 22.18-19). Mimo to Kościół rzymskokatolicki przyjął i ,,schrystianizował” wiele zwyczajów i świąt pogańskich oraz wprowadził wiele własnych wierzeń i praktyk. Ten odstępczy proces rozpoczął się już w II stuleciu po Chrystusie. Zapoczątkował go m. in. podział wiernych na kler i laików (II wiek po Chr., por. 1 P 2.9), a następnie takie wypaczenia, jak: chrzest niemowląt (III w., por. Mt 3.15-17; Dz 2.37-38; 8.26-39), kult krzyża (z 313 r., por. Dz 17.25), sojusz Kościoła z państwem (IV w., Mt 22.21), kult niedzieli (z 321 r., por. Mk 2.27-28), przyjęcie święta Bożego Narodzenia (z 356 r., por. Kpł 23.1-44.), ustanowienie dogmatu Trójcy Świętej (z 325-381 r., por. Mk 12.29; J 14.28;17.3), kult aniołów, świętych i ich wizerunków (z IV w., por. Wj 20.4-6; Ap 19.10) oraz dogmaty maryjne: pierwszy, uznający ją za ,,matkę Boską” (z 431 r., por. Łk 8.21; 11.27-28); drugi o jej wiecznym dziewictwie (z 1123 r., por. Mk 6.3-4; Łk 2.7; J 7.5); trzeci o jej niepokalanym poczęciu (z 1854 r., por. Łk 1.47; 2.22-24; Rz 3.23) i czwarty o jej wniebowzięciu (z 1950 r., por. J 3.13; 1 Kor 15.22-23). Wszystko to, jak i wiele innych doktryn, praktyk i zwyczajów sprzecz­nych z Biblią,  jest dowodem odstępstwa Kościoła rzymskiego od wiary, ,,która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Nazywanie bowiem biskupa Rzymu ojcem świętym i nieomylnym, określanie go takim m. in. tytułem jak pontifex maximus, budowanie mu pomników za życia i po śmierci, adoracja jego osoby, modlitwy do niego, ubóstwianie duchowieństwa katolickiego, celibat kapłanów i uznawanie ich pośred­niczej funkcji, doktryna mszy św. z tzw. przeistoczeniem, nauka o czyśćcu, piekle, spowiedzi usznej i pozostałych sakramentach, budowanie świątyń, wprowadzenie szat liturgicznych z babilońską tiarą, używanie wody święconej oraz wiele innych elementów wiary katolickiej, nie ma najmniejszych podstaw biblijnych. Wszystkie te elementy posiadają natomiast korzenie pogańskie.

Gdziekolwiek więc mamy do czynienia z występowaniem doktryn i zwyczajów rażąco sprzecznych z nauczaniem Chrystusa, ze zdrowym rozsądkiem, z bezmyślnym i ślepym podporządkowaniem się jakiejkol­wiek instytucji kościelnej (nie tylko katolickiej, ale każdej innej), tam mamy do czynienia z wiarą fanatyczną, karykaturą wiary ewangelicznej, a więc z czymś szkodliwym, bo w rezultacie zgubnym dla jednostki, jak i dla całego społeczeństwa.

Tak więc istnieje ogromna różnica pomiędzy żywą wiarą a wiarą martwą. Jedną i drugą rozpoznać możemy po owocach (Mt 7.20). Pierwsza wyraża się zmianą życia człowieka, której dokonuje Bóg i Jego Słowo. Wyraża się zaufaniem i poleganiem na Bogu oraz praktycznym chrystianizmem. Przynosi więc korzyść zarówno osobie wierzącej, jak i jego najbliższym (rodzinie) oraz społeczeństwu. Dodajmy bowiem, że ludzie ewangelicznie wierzący, to ludzie odpowiedzialni, uczciwi, pracowici, spokojni, nie zagrażający komukolwiek; to ludzie błogosławiący a nie przeklinający, to ludzie wolni od wszelkich nałogów i fanatyzmu. Przeciwieństwem takiej praktycznej wiary, wiary w Boga, jest jej karykatura, ślepa i fanatyczna wiara, która nie posiada żadnych racjonalnych ani biblijnych podstaw, którą cechuje zewnętrzna i hałaśliwa religijność, fanatyzm, wszelkiego rodzaju uprzedzenia (fobie, antysemityzm), która jest przyczyną wszelkich nadużyć – od duchowych przywódców począwszy, a na zwyczajnych wiernych kończąc.

A zatem świadome trwanie w systemie religijnym, w wierze, która stoi w rażącej sprzeczności z ewangelicznym przesłaniem, jest złe, grzeszne i prowadzi do zguby. Grzech jest bowiem przestępstwem prawa Bożego (1 J 3.4), jest rozminięciem się z wolą Boga, z wiarą proroków, uczniów Pańskich, a w szczególności z ,,wiarą Jezusa” (Ap 14.12). Wierzyć więc bezpodstawnie jest szczytem fanatyzmu!