Od kilku już miesięcy trwają przygotowania do jednego z największych festiwali chrześcijańskich w naszym kraju, który odbędzie się w Warszawie w dniach 14-15 czerwca. Jego organizatorem jest Fundacja Festiwal Nadziei przy współpracy z Billy Grahamem Evangelistic Association. Współorganizatorem tego ekumeniczno-ewangelizacyjnego festiwalu jest zaś strona katolicka. Co sądzić o tym przedsięwzięciu? Czy rzeczywiście będzie ono służyć jedności, o którą modlił się Jezus (J 17.17-23) – jak twierdzą organizatorzy – czy też utrwaleniu jedności z Kościołem rzymskokatolickim?
Zanim odpowiemy na to pytanie, zauważmy, że wielu ewangelicznie wierzących obawia się owej współpracy z Kościołem papieskim. Dlaczego? Ponieważ przywódcy zabiegający o tę współpracę minimalizują różnice występujące pomiędzy protestantyzmem a katolicyzmem. Apelują też o to, aby w ogóle nie mówić o tym, co dzieli, ale o tym, co łączy oba nurty. Co więcej, niektórzy twierdzą nawet, że wszystko, co różni pierwotny chrystianizm od Kościoła rzymskokatolickiego, to właściwie sprawy drugorzędne.
Jak widać, istnieją uzasadnione obawy, że przesłanie głoszone przez mówców będzie odbiegać od prawdziwej ewangelii. Tym bardziej, że katolickie dogmaty jedynie imitują prawdę Słowa Bożego, w rzeczywistości zaś jej zaprzeczają. Przypomnijmy, że owo odstępstwo od Biblii było też jedną z wielu przyczyn powstania Reformacji i kościołów protestanckich, które odrzuciły większość dogmatów głoszonych przez Kościół Rzymskokatolicki. Dlatego też prawdziwie biblijnie wierzący nie uznają 1) tradycji kościelnej, czyli doktryny, która głosi, że autorytet Kościoła jest nadrzędny w stosunku do Biblii, 2) fałszywej doktryny o bóstwie, czyli tzw. Trójcy, 3) prymatu apostoła Piotra względem innych apostołów, 4) sukcesji apostolskiej, polegającej na twierdzeniu, że władza Piotra przekazywana jest przez wieki każdemu następnemu biskupowi Rzymu, który jest również zastępcą Chrystusa – opoką i widzialną głową Kościoła, 5) nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności, 6) zbawienia przez sakramenty, a więc koncepcji uzależniającej zbawienie od posługi Kościoła hierarchicznego oraz uczynków, 7) innego Jezusa – eucharystycznego, 8) nauki o czyśćcu i związanym z tym wykupem dusz, 9) koncepcji głoszącej, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę, 10) kultu „świętych”, obrazów i relikwii, 11) zmiany przykazań Dekalogu – II i IV przykazania, 12) kultu maryjnego oraz związanych z nim dogmatami o Bogurodzicy, zawsze dziewicy, niepokalanym poczęciu i wniebowzięciu z ciałem i duszą, 13) twierdzeń, że Kościół konieczny jest do zbawienia oraz że Kościołem tym, który nosi w sobie pełnię środków zbawienia jest Kościół Rzymskokatolicki z biskupem Rzymu na czele.
Czy dla ewangelicznych organizatorów Festiwalu Nadziei te i wiele innych sprzecznych z Pismem nauk rzeczywiście tak niewiele znaczą? A może do tego stopnia zobojętnieli wobec doktryn oddzielających ewangeliczne chrześcijaństwo od systemu papieskiego, że nie przywiązują już wagi do następujących słów apostoła Piotra: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5.29)? Czyżby zapomnieli, że papiestwo i jego dogmaty oraz sankcje z nimi związane są niezmienne? Oto dla przypomnienia dwa z postanowień soboru trydenckiego:
Kanon 1 – „Jeśli ktoś twierdzi, że nie wszystkie sakramenty Nowego Przymierza zostały ustanowione przez Jezusa Chrystusa, Pana Naszego, albo że jest ich więcej czy mniej niż siedem, tj. chrzest, bierzmowanie, eucharystia, pokuta, ostatnie namaszczenie, kapłaństwo i małżeństwo, albo że którykolwiek z nich nie jest prawdziwie i we właściwym znaczeniu sakramentem – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych”
Kanon 4 – „Jeśli ktoś twierdzi, że sakramenty Nowego Przymierza nie są konieczne do zbawienia, ale że są zbyteczne i że bez nich lub bez ich pragnienia przez samą wiarę ludzie otrzymują od Boga łaskę usprawiedliwienia, chociaż nie wszystkie są konieczne każdemu człowiekowi – niech będzie wyklęty” (Sobór Trydencki Sesja, Breviarium fidei, s. 358).
Dodajmy, że zgodnie ze słowami, iż „Kościół rzymski nigdy nie błądził i nigdy nie pobłądzi”, papiestwo nigdy nie wyrzekło się swych pretensji do nieomylności i nigdy nie zmieni ani jednego ze swoich dogmatów, aby wykazać choćby odrobinę dobrej woli na drodze do zjednoczenia chrześcijaństwa. Świadczą o tym także następujące słowa:
„Wszystkie doktrynalne uchwały ogłoszone przez papieża w obecności soboru generalnego czy też bez niego są nieomylne (…). Raz wydane, nie mogą być wycofane przez papieża ani przez sobór. Opiera się to na katolickim pryncypium, że Kościół w sprawach wiary nigdy się nie omylił” (The Catholic World, 1871, s. 422-423).
Czemu zatem ma służyć dialog ekumeniczny, skoro Kościół nie chce powrócić do biblijnych korzeni? Odpowiedź znajdziemy w posoborowym dokumencie, w którym czytamy:
,,Dialog sam w sobie nie jest celem… Służy raczej zmianie sposobu myślenia, zachowania i codziennego życia tych wspólnot. Tą drogą zamierza przygotować ścieżkę do ich jedności w wierze na łonie jedynego i widzialnego Kościoła: stąd krok po kroku, w miarę jak eliminowane są przeszkody do pełnej eklezjalnej komunii, wszyscy chrześcijanie zbiorą się na wspólnej celebracji Eucharystii w jedności jedynego Kościoła, jaką Chrystus od początku obdarzył swój Kościół. Jedność ta, jak wierzymy, mieszka w Kościele katolickim jako coś, czego nie może on nigdy stracić” (,,Refleksje i sugestie dotyczące dialogu ekumenicznego”, 14 VIII 1970).
Jak widać, Kościół papieski nie ma zamiaru niczego zmieniać, oczekuje natomiast tych zmian po drugiej stronie. Chodzi oto, aby to protestanci myśleli i postępowali dokładnie tak, jak życzy sobie tego papiestwo. W jednym z katolickich wydawnictw pisano o tym tak:
„Protestanci zapominają, że to oni odseparowali się od nas, a nie my od nich; dlatego pojednanie musi się odbyć na naszych warunkach, nie zaś, abyśmy to my poszukiwali i akceptowali pojednanie na ich warunkach. (…) Protestantyzm zrodził się jak bunt przeciw autorytetowi, który Kościołowi nadał Chrystus. Protestantyzm, który nie posiada autorytetu, ani go nie chce nad sobą uznać (…) udowodnił, że faktycznie jest sprzymierzeńcem pogaństwa (…). Protestantyzm w żadnej formie nie ma uzasadnienia, dlatego powinien przestać istnieć” (America, 4 stycznia 1941, s. 343).
Czy można więc jeszcze mieć jakiekolwiek wątpliwości, co tak naprawdę myśli Kościół papieski o tej jedności i co myśli o protestantach? Przecież papiestwu chodzi wyłącznie o upokorzenie i podporządkowanie sobie wszystkich, i to bez wyjątku.
A oto jakie stanowisko zajmuje Kościół papieski w kwestii nietolerancji:
„Nigdzie nietolerancja doktrynalna nie jest tak konieczna, aby kierować życiem, jak w sprawie przekonań religijnych, gdyż tutaj wchodzi w grę zbawienie jednostki. Tak jak istnieje tylko jedna tabliczka mnożenia, tak może być tylko jedna prawdziwa religia, która samym faktem swego istnienia wskazuje, że wszystkie pozostałe są fałszywe” (The Catholic Encyklopedia, 1911, t. 14, s. 765).
A zatem na co liczą zwierzchnicy i przedstawiciele największych środowisk protestanckich w Polsce zapraszający do współpracy stronę katolicką, skoro jeszcze Pius XII głosił, że „jeśli człowiek odmawia posłuszeństwa Kościołowi, niech będzie uważany za poganina i celnika” (encyklika The Mystical Body of Christ, 1943)? Przecież jeszcze Vaticanum II i późniejsze wypowiedzi, również Benedykta XVI kwestionują prawo wspólnot protestanckich do tytułu „Kościoła”, twierdząc, że „wspólnoty te nie posiadają sukcesji apostolskiej w sakramencie święceń, przez co brakuje im koniecznego elementu konstytutywnego do bycia Kościołem”.
Czyżby protestanccy przywódcy łudzili się, że Rzym zmieni swoje stanowisko? A może uważają, że Reformacja była zwykłym nieporozumieniem i czas najwyższy podporządkować się papiestwu?
Cóż, jeśli tak jest, to powinni przynajmniej powiedzieć to wprost – mianowicie, że należy zacząć wierzyć papieżowi, zamiast Bogu. Jeśli zaś jest inaczej, jeśli dali się zwieść i nie chcą słyszeć tego, co głosi Rzym, to warto im przypomnieć, że odstępczy od Biblii Kościół papieski – mimo, iż po II soborze watykańskim zmienił swój zewnętrzny wizerunek i nadal go zmienia, m.in. dzięki dobrze ułożonej powierzchowności papieża Franciszka – nadal jest tym samym Kościołem, który wprowadził cały szereg fałszywych i zgubnych nauk i w pogoni za władzą, bogactwem i chwałą prześladował innowierców, Żydów i pogan. Innymi słowy: papiestwo to ta sama „bestia”, która przez wszystkie stulecia była rzeczywistym sprawcą wszelakich nieszczęść na świecie (por. 1 Krl 18.18).
Oto więc dlaczego katolicko-protestancki ekumenizm nie może służyć jedności, o którą modlił się Jezus, „(…) bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo (…) jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami?” (2 Kor 6.14,16).
Krótko mówiąc, każdy biblijny chrześcijanin, który idzie na kompromis z Kościołem papieskim, nie tylko zapiera się „wiary, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3), i podpisuje akt kapitulacji w stosunku do Rzymu, ale także staje się współwinny jego wielowiekowych nieprawości i zbrodni (por. Mt 23.29-32).