Mam pytanie: Czy ewangeliczni chrześcijanie mogą korzystać z transfuzji krwi? Pytam o to, ponieważ moi znajomi (świadkowie Jehowy) twierdzą, że jest to ciężki grzech, za który grozi wykluczenie ze zboru, a w wieczności – potępienie. Według nich świadek Jehowy musi odmówić przyjęcia krwi nawet wtedy, gdy jest pewne, że skończy się to śmiercią. Czy w świetle Pisma Świętego takie stanowisko jest właściwe?
Zacznę od tego, że niedawno sam zetknąłem się z sytuacją, wobec której czułem się bezsilny. Jeden z moich przyjaciół – świadek Jehowy – śmiertelnie zachorował. Był to człowiek bardzo wrażliwy, serdeczny i w każdej chwili gotowy do pomocy, a ja, niestety, nie mogłem mu pomóc, bo on absolutnie nie dopuszczał możliwości transfuzji krwi. Twierdził, że jest to sprzeczne z wolą Boga, a poza tym lekarze zamiast krwi mogą zastosować preparaty zastępcze. Niestety, stosują je bardzo rzadko, i to tylko dlatego, że wolą najprostsze rozwiązania. Takim właśnie jest transfuzja krwi, chociaż sami lekarze uznają, że jej stosowanie wiąże się z pewnym niebezpieczeństwem dla pacjenta (infekcje bakteryjne, wirusowe i inne powikłania). Ponadto mój przyjaciel ufał, że jego życie jest przede wszystkim w rękach Boga, a nie lekarzy. Wierzył, że Bóg – jeśli taka będzie Jego wola – może go uratować bez użycia krwi, a jeśli nawet tak się nie stanie, to on gotowy jest raczej na śmierć, niż pozwolić na transfuzję. Umarł, mając 51 lat.
Czy taka jednak była wola Boga? Czy zakaz transfuzji krwi rzeczywiście pochodzi od Stwórcy, czy raczej od ludzi? Na jakie teksty mówiące o wstrzymywaniu się od krwi najczęściej powołują się świadkowie Jehowy?
Pochodzą one głównie z ksiąg mojżeszowych. Oto jeden z nich: „Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm (…). Lecz nie będziecie jedli mięsa z duszą jego, to jest z krwią jego” (Rdz 9.3-4).
Świadkowie Jehowy, podobnie jak wiele innych społeczności ewangelicznych, uważają, że przykazanie to nie przestało obowiązywać, bo zostało ono powtórzone także w Dziejach Apostolskich, w których czytamy: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi, od tego, co zadławione, i od nierządu; jeśli się tych rzeczy wystrzegać będziecie, dobrze uczynicie. Bywajcie zdrowi” (15.28-29).
Ale czy teksty zakazujące spożywania krwi uzasadniają również zakaz przetaczania krwi?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, po pierwsze – należy zauważyć, że w Biblii nie ma ani jednej wzmianki o transfuzji krwi, bo ówczesna medycyna w ogóle nie znała takiej metody leczenia. Pierwszej udanej transfuzji dokonano więc dopiero w XVII wieku, a przeprowadził ją chirurg Jean Baptiste Denis (ok. 1625–1704), który przetoczył krew z tętnicy szyjnej jagnięcia do… żyły piętnastoletniego chorego chłopca.
Po drugie – gdziekolwiek w Biblii mówi się o krwi, rzecz najczęściej dotyczy trzech aspektów: zakazu jej spożywania (dieta), ofiar (kult) i morderstwa (ochrona życia). Czytamy:
„A ktokolwiek z domu izraelskiego albo z obcych przybyszów, którzy mieszkają pośród nich, będzie spożywał jakąkolwiek krew, zwrócę swoje oblicze przeciwko spożywającemu krew i wytracę go spośród jego ludu, gdyż życie ciała jest we krwi, a Ja dałem wam ją do użytku na ołtarzu, abyście dokonywali nią przebłagania za dusze wasze, gdyż to krew dokonuje przebłagania za życie” (Kpł 17.10-11, por. Rdz 9.4; Kpł 3.17; 7.26-27);
„Kto przelewa krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana, bo na obraz Boży uczynił człowieka” (Rdz 9.6).
Krwi nie spożywano więc głównie dlatego, że była ona synonimem życia i przy składaniu ofiar przeznaczona była ona wyłącznie dla Boga.
Warto też zauważyć, że każdy, kto w tamtym czasie wstrzymywał się od spożywania krwi, wstrzymywał się również od spożywania tłuszczu, ponieważ tak stanowiło jedno z przykazań Bożych: „Nie będziecie jedli żadnego tłuszczu z wołu, ani z owcy, ani z kozy (…), gdyż każdy, kto spożywa tłuszcz z bydła, które składa się na ofiarę ogniową dla Jahwe, za to, że go spożywa, będzie wytracony spośród swego ludu” (Kpł 7.23,25). Co więcej, zarówno zakaz spożywania tłuszczu, jak i krwi Biblia nazywa wieczystym prawem: „Ustawą wieczystą dla pokoleń waszych, we wszystkich siedzibach waszych będzie to, że żadnego tłuszczu i żadnej krwi spożywać nie będziecie” (Kpł 3.17). W związku z powyższym, czy wierzący, którzy wstrzymują się od spożywania krwi, nie powinni powstrzymać się również od spożywania tłuszczu?
Po trzecie – wracając do samej transfuzji, warto przypomnieć, że zakaz przetaczania krwi obowiązuje świadków Jehowy dopiero od 1945 roku („Strażnica” 1 lipca 1945 r). Co będzie więc z tymi, którzy od roku 1914 do 1945 roku zostali zaliczeni do tzw. klasy niebiańskiej, a którym być może wcześniej przetoczono krew? Jeśli w szczególny sposób zostali oni namaszczeni Duchem Bożym, aby – jak głosi „Strażnica” – podawać „pokarm na czas słuszny”, i już królują oni z Chrystusem, to dlaczego ów restrykcyjny zakaz nie został im objawiony wcześniej? Poza tym jak to jest, że od wczesnych lat trzydziestych XX wieku „ciało kierownicze” nakazywało swoim wierzącym odrzucać szczepionki, ponieważ ich stosowanie było rzekomo sprzeczne z prawem Bożym („Złoty Wiek”, dawniejsza nazwa: „Przebudźcie się!”, wyd. angielskie z 4 lutego 1931 r., s. 293), skoro już po dwóch dekadach – w 1952 r. – pogląd ten odrzucono, twierdząc, że „w sprawie szczepionek każdy powinien decydować za siebie”? Czyż podobnie nie było z przeszczepami, które w 1967 r. kierownictwo z Brooklynu odrzucało („Strażnica”, wyd. polskie, 14/1968 r., s.13-14), aby już po kilkunastu latach na powrót je zaaprobować?
Czy w świetle tych faktów można bezgranicznie wierzyć kierownictwu, które co jakiś czas zmienia swoje stanowisko i to w sprawach najwyższej wagi? Nietrudno przecież się domyślić, co stało się z pacjentami, którzy międzyczasie potrzebowali pomocy.
Po czwarte – zauważmy także, że ilekroć Biblia mówi o zakazie spożywania krwi, zawsze mówi o krwi zwierzęcej. Zakaz ten nie dotyczy więc transfuzji krwi ludzkiej. Zresztą nawet ortodoksyjni Żydzi, chociaż skrupulatnie przestrzegają zasad koszerności, nie mają najmniejszych zastrzeżeń do transfuzji krwi. Transfuzja krwi nie jest bowiem odpowiednikiem jedzenia (nie ma procesu trawienia), ale przeszczepem organu. Nie jest więc ona stosowana z powodu konieczności odżywiania pacjenta, ale z powodu ratowania jego życia, które zawsze w takich przypadkach powinno być priorytetem.
Takie zresztą stanowisko zajmował Chrystus, który w przypadku legalistycznie pojmowanego prawa dotyczącego szabatu stwierdził, że „szabat ustanowiony jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2.27). Usprawiedliwił więc swoich uczniów oraz Dawida, którzy złamali prawo szabatu w trudnych dla siebie okolicznościach (Mk 2.23-26), a następnie uzdrowił człowieka z uschłą ręką (Mk 3.1-4). Czy nie tak powinni postępować wyznawcy Chrystusa również dziś? Czy wolno im potępiać kogokolwiek tylko dlatego, że ktoś ratował swoje życie lub życie najbliższej mu osoby – na przykład swojego dziecka?
Inna sprawa to kwestia autorytetu i władzy rodzicielskiej. Chodzi o to, kto w sprawie ratowania życia niepełnoletnich dzieci powinien decydować o ich leczeniu – rodzice czy też wykwalifikowani lekarze? Jeśli świadkowie Jehowy uważają chrzest dzieci za niedopuszczalny (twierdzą, że dzieci same powinny podjąć tę decyzję, kiedy dorosną), to dlaczego w innej sprawie – życia i śmierci (transfuzji krwi) – chcą decydować za nie, a przede wszystkim za osoby najbardziej kompetentne, jakimi są wykwalifikowani lekarze? Poza tym czy nie lepiej być „winnym” transfuzji krwi, ratując życie, niż być obciążony śmiercią swoich najbliższych? Skoro krew Jezusa została przelana dla naszego odkupienia, to czy i my nie powinniśmy być gotowi oddać krwi dla ratowania swoich bliskich? Przecież Jezus powiedział, że „większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (J 15.13). Krew zaś jest synonimem życia i przynajmniej w części można się nim podzielić z potrzebującymi.
Co jednak z zarzutem, że transfuzja krwi wiąże się czasami z pewnym ryzykiem? Cóż, również wiele lekarstw, które przyjmujemy, ma działanie uboczne, a jednak czasami musimy z nich korzystać, aby ratować swoje zdrowie i życie. Poza tym ryzyko w przypadku transfuzji krwi jest minimalne w porównaniu na przykład z wykrwawieniem się człowieka na śmierć. Zdecydowanie więcej osób umiera z powodu zakazu transfuzji niż z powodu ewentualnych zagrożeń z nią związanych. Znam osoby, które żyją tylko dlatego, że od urodzenia przyjmują krew. Dodam, że są to osoby głęboko wierzące, a transfuzja krwi nie oddaliła ich od Boga.
Chociaż mam wielu serdecznych przyjaciół wśród świadków Jehowy, z przykrością muszę stwierdzić, że transfuzja krwi w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej, niż przedstawia to kierownictwo z Brooklynu. Uważam też, że bezgraniczne zaufanie do takiego kierownictwa, które w niejednej sprawie wielokrotnie zmieniało swoje stanowisko, nie jest ani bezpieczne, ani wskazane. Tym bardziej, że zakazując transfuzji krwi, pośrednio przyczynia się ono do śmierci swoich wyznawców. Ponadto każe wykluczać ze zboru tych, którzy do niedawna należeli do grona najbliższych, a których każe się odrzucić i potępia tylko dlatego, że ośmielili się ratować swoje życie lub życie swoich bliskich. Tych, którzy na to pozwalają, należałoby zapytać, czy naprawdę byli to ich bliscy, prawdziwi przyjaciele, czy tylko formalni „bracia” i „siostry”, wobec których tylko udawali miłych i serdecznych.
Pamiętajmy, że nikt nie może nam niczego narzucić. W niejasnych do końca sprawach zawsze należy kierować się własnym poznaniem i sumieniem. Apostoł Paweł radził: „Przekonanie jakie masz, zachowaj dla siebie przed Bogiem. Szczęśliwy ten, kto nie osądza samego siebie za to, co uważa za dobre” (Rz 14.22). Zatem „każdy niech bada własne postępowanie, a wtedy będzie miał uzasadnienie chluby wyłącznie w sobie samym, a nie w porównaniu z drugim. Albowiem każdy własny ciężar poniesie” (Gal 6.4-5, por. 2 Tm 2.7). Warto też brać przykład z apostołów, „aby nie rozumieć więcej ponad to, co napisano” (1 Kor 4.6).
Bolesław Parma