Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że boga nie ma. Wpadłem na to (nie pierwszy raz) kiedy pod Białymstokiem żywcem spłonęli maturzyści. Jechali na pielgrzymkę na Jasną Górę – w miejsce, gdzie powinni być bliżej boga i pod jego ochroną. Ochrony nie było – kilkanaście osób spłonęło w rozbitym autokarze i żadne bóstwo nie uratowało swych ,,podopiecznych”. Przykład kolejny: koniec stycznie 2006, Katowice, 65 osób ginie pod spadającym dachem hali wystawowej. I co? Oni też zginęli, bo ,,bóg tak chciał”? Kilka dni temu zginęli górnicy – 23 osoby i nawet św. Barbara (patronka) im nie pomogła. Takich przykładów można wymienić jeszcze całe mnóstwo np. wojny (…), inkwizycję, która z imieniem boga na ustach wymordowała więcej ludzi niż pochłonęły dwie wojny światowe itd. Gdyby bóg był tak nieskończenie miłosierny, jak nas uczą czarni, nie dopuszczałby do takich hekatomb, gdzie giną w potworny sposób jego dzieci. Nasuwa się więc prosty wniosek: BOGA NIE MA, TO TYLKO
WYMYSŁ starych oszustów w czerni. A jeżeli przypadkiem jakiś bóg istnieje, to nie zasługuje na żadne oznaki czci, ponieważ jest pospolitym MORDERCĄ.
Tyle list Czytelnika. Choć nie zawiera pytania, ono nasuwa się samo: czy działalność inkwizycji, wojny, katastrofy i nieszczęścia to dowód, że Boga nie ma? Jeśli zaś istnieje naprawdę, to dlaczego dopuszcza do tylu cierpień na tym świecie? Dlaczego śmierć wciąż zbiera swoje żniwo?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że przynajmniej w części rozumiem oburzenie Czytelnika. Sam jako dziesięcioletni chłopiec utraciłem matkę, która zmarła w wieku zaledwie 49 lat. Nie wiedziałem wtedy dlaczego tak się stało. Pamiętam jednak, że byłem przerażony i wstrząśnięty do głębi, ale mimo to nikogo nie obwiniałem i nikomu nie złorzeczyłem z tego powodu. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że ,,winny” był miejscowy lekarz, który błędnie zdiagnozował chorobę. Jak powiedział ordynator oddziału chorób wewnętrznych, gdyby moja mama była hospitalizowana przynajmniej pół roku wcześniej, zostałaby uratowana.
Rozumiem jednak, że niezależnie od tego, co by się samemu przeżyło (nie był to pierwszy i ostatni przypadek śmierci w mojej rodzinie), o cierpieniu i śmierci nigdy nie jest łatwo mówić. Jest też pewne, że satysfakcjonujących odpowiedzi na ten temat nie daje ani filozofia, ani teologia. Cokolwiek by na ten temat powiedzieć, śmierć jest katastrofą. Jak napisał ap. Paweł – jest ona wrogiem człowieka (1 Kor 15.26). I choć czasami się słyszy, że jest jedyną sprawiedliwością na tej ziemi, nie sposób się z tym zgodzić. Nikt też chyba nie ośmielił by się powiedzieć tego osobom, które utraciły swoich bliskich w kopalni Halemba, czy w jakimkolwiek innym wypadku. Nikomu też, rzecz jasna, nie powinniśmy życzyć śmierci. Może jedynie w przypadkach krańcowo beznadziejnych, kiedy cierpienie powoduje, że człowiek wręcz odchodzi od zmysłów, a rodzina i lekarze bezradnie załamują ręce.
Spójrzmy jednak na podane przykłady. Chociaż szanuję stanowisko Czytelnika, to jednak gwoli ścisłości trzeba powiedzieć, że to, co dla jednych może być powodem niewiary w Boga, dla innych takim powodem nie jest. Tak było zawsze, nawet podczas rzezi w Auschwitz. Argumentacja, że Boga nie ma, bo ludzie giną, ma więc taką samą wartość jak ta, która głosi, że Bóg jest, bo ludzie wciąż się rodzą i mówią o Jego błogosławieństwach. Tego rodzaju licytacja nie ma chyba sensu. Dotyczy bowiem wiary lub niewiary. I to wszystko.
Poza tym można by też zapytać, czy Bóg musi chronić nas od śmierci, która przecież wpisana jest w nasze życie? Czy chcemy, aby Bóg działał jak pogotowie ratunkowe, reagując na każde nasze wezwanie, podczas gdy my jesteśmy głusi na Jego słowo? I jeszcze jedno, czy rzeczywiście jesteśmy bliżej Boga udając się na Jasną Górę? Czy Bóg tego od nas wymaga? Przeciwnie! Biblia wyraźnie uczy, że ,,(…) nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu (…). Lecz nadchodzi godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawali cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie” (J 4.21,23-24). Zauważmy też, że Biblia potępia wszelkie bałwochwalstwo i nie daje podstaw dla kultu maryjnego, co tak bardzo wiąże się z takimi miejscami jak Jasna Góra i na co zwracają uwagę nawet niektórzy księża rzymskokatoliccy. Na ten fakt niejednokrotnie zwracał też uwagę nie tylko były ksiądz “Jonasz”, ale również ks. Stanisław Obirek, który w swej książce pt. ,,Przed Bogiem” pisze, że kult maryjny jest sprzeczny z Pismem Świętym, a kult Jana Pawła II – bałwochwalczy! Warto w tym miejscu przypomnieć, że według jednej z ankiet przeprowadzonych w 1999 r. w Polsce ,,(…) większość respondentów była przekonana, że właśnie ona modli się do odpowiedniej osoby (…). W pierwszej dziesiątce aż 7 pozycji zajęła Matka Boska (1. M. B. Licheńska, 2. M. B. od Dzieciątka Jezus, 3. M. B. Częstochowska, 4. M. B. Królowa Polski, 5. M. B. z Fatimy, 6. M.B. z Lurdes, 7. M.B. Różańcowa). Następnych kilka miejsc zajmują święci wyniesieni niedawno na ołtarze, a na 15 miejscu jest (…) Jan Paweł II [dziś zajmuje już wyższą pozycję – moja uwaga]. W trzeciej dziesiątce był Jezus, a kilka miejsc dalej Bóg Ojciec. Ducha Świętego nie wymienił nikt z ponad 5000 osób pytanych. Ten stan świadomości chrześcijańskiej, można śmiało porównać do pogaństwa” (M.N., ,,Ojcze Święty broń Polaków przed kapłanami!”, 1999 r.).
Chociaż dotykamy tu duchowego wymiaru, nie można zapominać, że w większości wypadków zawodzą nie tylko fałszywe bóstwa (patroni: Krzysztof, Barbara i inni), ale przede wszystkim człowiek. W większości przypadków przyczyną wszelakich nieszczęść jesteśmy my sami. To człowiek jest odpowiedzialny za wadliwe technologie, konstrukcje, zaniedbania przepisów BHP i cały szereg innych działań i zaniedbań.
Z biblijnego punktu widzenia, wszelkie cierpienie jest rezultatem zła – grzechu. Gdyby nie było grzechu, czyli bezprawia, nie byłoby cierpienia ani śmierci. Choć nie każdego takie wyjaśnienie zadowala, apostoł Paweł napisał: ,,Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5.12).
Biblia głosi, że ten stan rzeczy będzie trwał aż nadejdzie interwencja Boga. Wtedy ,,śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21.4). Do tego zaś czasu – jak uczy i pokazuje nam Jezus – my sami powinniśmy zmieniać sytuację w tym świecie przez odnowę duchowo-moralną. W obliczu niezawinionego cierpienia i śmierci powinniśmy więc pytać nie tyle o istnienie Boga, czy zużywać swoją energię na oskarżanie Go – tego bowiem oczekuje szatan (Job 1.11; 2.5), a czasami i ludzie (Job 2.9) – ale raczej o to, co my sami gotowi jesteśmy uczynić, aby wpłynąć na wykorzenienie bezprawia i zapobiec przynajmniej niektórym nieszczęściom – tym, które są od nas zależne. Same bowiem akty żalu i marsze milczenia nie zmienią naszej rzeczywistości bez konsekwentnego powiedzenia NIE każdej formie niesprawiedliwości społecznej i bezprawiu! Walkę o lepsze jutro należy więc rozpocząć od siebie, a jeśli człowiek człowiekowi nie był wilkiem, wówczas – być może – świat nie będzie taki ,,dziwny” – jak śpiewał Czesław Niemen.
Z drugiej strony dobrze wiemy, że dopóki żyjemy na tym świecie nie unikniemy zła, cierpienia i śmierci. Jezus powiedział: ,,(…) usłyszycie o wojnach i wieści wojenne. Baczcie, abyście się nie trwożyli, bo musi się to stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu, i będzie głód, i mór, a miejscami trzęsienia ziemi. Ale to wszystko dopiero początek boleści” (Mt 24.6). W innym miejscu czytamy: ,,Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (J 16.33). Tak więc dlatego, że człowiek jest taki, jaki jest, na świecie do końca panować będzie wszelakiego rodzaju zło i kataklizmy, które dotykać będą tak ,,sprawiedliwych” jak i ,,niesprawiedliwych” (Mt 5.45). Jezus nie powiedział – jak mówi jedna pieśń – ,,że będzie bez łez”. W zmaganiu z naturą, z jej żywiołami, nie unikniemy takich tragedii, jaka ostatnio miała miejsce w kopalni Halemba. Jeśli mamy szukać winnych, szukajmy ich wśród ludzi, a nie po stronie Boga. Chociaż bowiem chrześcijanie wierzą, że dla Boga nie ma nic niemożliwego (por. Jr 32.27; Mt 19.26), wierzą jednak, że Boża interwencja nastąpi dopiero w stosownym czasie (Dz 1.7). ,,Wiemy bowiem, że całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd. A nie tylko ono, lecz i my sami, którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego. W tej nadziei zbawieni jesteśmy; a nadzieja, którą się ogląda, nie jest nadzieją, bo jakże może ktoś spodziewać się tego, co widzi? A jeśli spodziewamy się tego, czego nie widzimy, oczekujemy żarliwie, z cierpliwością” (Rz 8.22-25, por. Mt 13.36-43; Hbr 9.28).
Pozostaje nam więc wierzyć i zachować cierpliwość aż do czasu, gdy nastanie Dzień Pański i wszystko zostanie odnowione (Ap 21.5). Poza tym na pytania dotyczące cierpienia i śmierci nie ma do końca dobrych odpowiedzi. Z drugiej jednak strony nie ma lepszych od tych, które znajdujemy w Biblii. A ta mówi, że ,,jako ostatni wróg zniszczona będzie śmierć” (1 Kor 15.26).
Zawsze oczywiście możemy wołać: ,,Czy nie Ty jesteś Chrystusem? Ratuj siebie i nas” (Łk 23.39). Ważne jednak, aby nasze intencje były szczere!