Czy Jezus nie popierał czasem formalizmu religijnego, skoro mówił o chrzcie? Dlaczego w jednym miejscu mówi, że wystarczy czcić Boga w duchu i w prawdzie, a gdzie indziej wzywa do wypełniania przykazań i chrztu? Jaki to ma sens? Czy sama wiara i dobre uczynki (i oczywiście łaska Boża) nie wystarczy? Czy konieczny jest jeszcze jakiś ,,hokus- pokus”?
Rozpocznijmy od formalizmu religijnego. Według ,,Słownika wyrazów obcych”, formalista to ,,człowiek stosujący się ściśle do obowiązujących przepisów, prawideł, bez wnikania w ich treść” (,,Słownik wyrazów obcych”). Innymi słowy – człowiek powierzchowny i bezduszny.
Ewangelie podają, że do takich osób bezdusznych, którzy przedkładali formę nad treść, należała większość uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Stąd zarzut Jezusa pod ich adresem, że ,,mówią, ale nie czynią. Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem nie chcą ich ruszyć” (Mt 23.3-4).
Przeciwieństwem takiej postawy był Jezus. Piętnował hipokryzję, ostentacyjną religijność, a także bezduszny formalizm. Bez względu na to, czy mówił o przykazaniach Dekalogu (Mt 5.21-23,27-28; 12.1-8; 15.1-6), o dawaniu jałmużny (Mt 6.1-4), o modlitwie (Mt 6.5-8), o poście (Mt 6.16-18), o ofiarności (Mt 5.23-24; Mk 12.41-44), czy też o relacji pomiędzy tradycją a przykazaniami Bożymi i czcią dla Boga (Mt 15.1-9; 23.23-24), zawsze zwracał uwagę na właściwe nastawienie, na to, ,,co ważniejsze w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność” (Mt 23.23).
O tym, co najważniejsze, wspomniał również w rozmowie z Samarytanką. Jego wezwanie, aby Boga ,,czcić w duchu i w prawdzie” (J 4.23) potwierdza więc, że Jezus nie popierał formalizmu religijnego. Nie uzależniał bowiem oddawania Bogu czci od miejsca (świątyni), ale od duchowej postawy (,,w duchu”), od nastawienia serca (Mt 15.8). Z drugiej jednak strony, Jezus nie popierał też liberalizmu. Stwierdził bowiem, że Boga należy czcić nie tylko ,,w duchu”, ale również ,,w prawdzie”, czyli zgodnie z wolą Boga, tj. zgodnie z Jego przykazaniami (Mt 15.9), ,,tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (Hbr 12.28, por. Prz 8.13). Słowa ,,w duchu i w prawdzie” chronią więc m. in. od wszelkich wszelkich nadużyć – zarówno formalizmu religijnego, jak i liberalizmu.
Chociaż więc tzw. chrzest posiada swoją formę (samo greckie słowo baptizo, czyli ,,zanurzenie” zawiera określenie tej formy) to jednak biorąc pod uwagę teologię zanurzenia, akt ten nie jest jakimś ,,hokus pokus”, ale stanowi najpełniejszy obraz naszego zbawienia w Chrystusie (Rz 6.3-4).
Należy się jednak zgodzić, że niebezpieczeństwo formalizmu religijnego zagraża zarówno praktyce zanurzenia (chrztu), jak i każdemu innemu aspektowi wiary. Stąd pytanie: kiedy istota zanurzenia ulega spłyceniu, sformalizowaniu? Odpowiedź jest jednoznaczna: przede wszystkim wtedy, gdy w życiu osób przystępujących do zanurzenia brak autentycznej wiary, skruchy, porzucenia grzechu i szczerego nawrócenia do Boga. Ewangelicznym przykładem takiej postawy byli niektórzy faryzeusze i saduceusze, przychodzący do zanurzenia. Oto jak zareagował na to Jan Zanurzający: ,,Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem? Wydawajcie owoc godny opamiętania (nawrócenia; Niech wam się nie zdaje, że możecie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama” (Mt 3.8-9, por. Dz 8.12-13).
Współczesnym przykładem takiego formalnego podejścia do tzw. chrztu może być chrzest niemowląt. Przypomnijmy, że jest to praktyka obca Pismu Świętemu. Chrzest niemowląt zapoczątkowano bowiem na przełomie II-III stulecia po Chrystusie, a jako dogmat zatwierdzony został dopiero podczas Soboru Trydenckiego w 1547 r. Długo też, bo aż do XIII wieku Kościół chrzcił przez zanurzenie (pokropienie stosowano jedynie w przypadku osób chorych), do czego oprócz naturalnych akwenów wodnych służyły tzw. baptysteria, które do dzisiaj zachowały się w najstarszych obiektach sakralnych Kościoła.
W przypadku ceremoniału związanego z chrztem niemowląt mamy do czynienia nie tylko z typowym przejawem formalizmu religijnego, ale przede wszystkim z wypaczeniem samej idei biblijnego zanurzenia, które zawsze poprzedzone było głoszeniem Ewangelii, jej przyjęciem (wiarą), zerwaniem z grzechem i decyzją naśladowania Jezusa Chrystusa. Praktyka chrztu niemowląt jest więc sprzeczna z nauką Pism Mesjańskich, które wymagają od osób przystępujących do zanurzenia osobistej wiary i nawrócenia. Biblijne zanurzenie, tzw. chrzest, dotyczy więc jedynie osób świadomych, wierzących i duchowo odrodzonych. Stąd – w świetle Pisma Świętego – chrzest niemowląt jest faktycznie aktem bezprawnym, ceremoniałem bez pokrycia, dającym ludziom jedynie złudne nadzieje i prowadzącym na bezdroża błędu. Jak powiedział wybitny protestancki teolog – Karl Barth – chrzest niemowląt jest ,,aktem przemocy”. Dlatego nawoływał on do odstąpienia od dotychczasowej praktyki kościelnej oraz praktykowania chrztu jedynie w przypadku osób w pełni świadomych swojej decyzji, jak to się dzieje w innych wyznaniach chrześcijańskich.
Pozostaje jeszcze pytanie o sens tzw. chrztu. Czy sama łaska, wiara i dobre uczynki nie wystarczą? Czy do zbawienia konieczne jest jeszcze zanurzenie? Otóż, chociaż zanurzenie samo w sobie nie zbawia, a w szczególnych przypadkach Bóg przyjmuje ludzi nawet bez zanurzenia (por. Łk 23.40-43), Biblia uczy, że zanurzenie jest Bożym zarządzeniem (Mt 21.25; Łk 3.2; J 1.33). To znaczy, że każdy, kto uwierzy, a ma możliwość być zanurzonym, powinien przyjąć zanurzenie (Dz 2.38, por. Jk 4.17). Zanurzenie jest bowiem aktem posłuszeństwa Bogu i publicznym wyznaniem swojej przynależności do Chrystusa (Rz 6.3-6). Spójrzmy na to z szerszej perspektywy.
Już Żydzi praktykowali zanurzenie (mikwa), gdy przyjmowali jakiegoś prozelitę (osoba nawróconą na judaizm) do wspólnoty żydowskiej. Chociaż nie wiadomo dokładnie, od kiedy Żydzi zaczęli zanurzać prozelitów, niewykluczone, że pewien wpływ na tę praktykę mogły wywrzeć rytualne obmycia kapłanów (Wj 40.12-13; Kpł 16.4,24) oraz historia Naamana, który po siedmiokrotnym zanurzeniu w Jordanie został oczyszczony z trądu (2 Krl 5.10-14). Bez względu na to, jak było naprawdę, obmycia stosowane przez Żydów nawiązywały do duchowej i moralnej czystości (Ps 51.4; Iz 1.16; Jr 4.14; Ez 36.25). Wśród ortodoksyjnych Żydów nawet dziś zanurzenie w mykwie (basen, baptysterium lub wanna rytualna) to centralny element procedury nawrócenia oraz fundament praw związanych z czystością domu. Na przykład niektórzy chasydzi zanurzają się w mykwie przed każdym Szabatem i świętem, a wielu Żydów także przed Jom Kippur (Dzień oczyszczenia i pojednania). Kobiety czynią to po każdej menstruacji, zgodnie z 15 rozdz. Księgi Kapłańskiej. Jak głoszą niektórzy rabini, zanurzenie w mykwie można rozumieć jako symboliczny akt autoabnegacji, świadome wyrzeczenie się siebie jako niezależnej jednostki. To pragnienie zjednoczenia się ze Źródłem wszelkiego życia, powrotu do pierwotnej jedności z Bogiem.
Podobnie było z zanurzeniem Janowym. Zanurzenie to było wezwaniem do odrzucenia grzechów i nawrócenia się do Boga (Mt 3.1-10). Posłannictwo Jana – proroka (Mt 17.10-13), którego ,,doszło Słowo Boże” (Łk 3.2), skupiało się więc na obwieszczeniu nadejścia Mesjasza, wzywaniu do nawrócenia (Mt 3.11) oraz dokonywaniu zanurzenia, zgodnie z Bożym zarządzeniem (J 1.33).
Że zanurzenie Janowe było ,,z nieba”, potwierdził to również Jezus (Mt 21.25). Wyraził to przede wszystkim przez samo przyjęcie zanurzenia (Mt 3.13-17). W ten sposób Jezus nie tylko uwierzytelnił misję Jana Zanurzającego jako posłańca Bożego, ale również określił swoją misję jako ,,Sługi Jahwe” (Iz 42.1), który ,,uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci” (Flp 2.8). Zanurzenie Jezusa wyrażało więc całkowite posłuszeństwo Bogu (,,godzi się nam wypełnić wszelką sprawiedliwość” – Mt 3.15) oraz było zapowiedzią cierpień Chrystusa za grzeszników (por. Mt 20.28; Łk 12.50).
Jaki jednak sens ma zanurzenie dzisiaj? Czy jest to tylko jakieś ,,hokus pokus”? Przede wszystkim – co należy jeszcze raz podkreślić – zanurzenie, jako obrzęd ustanowiony przez Boga, nie jest jakimś magicznym aktem gwarantującym zbawienie i nie ma żadnego znaczenia dla niemowląt lub ludzi duchowo nieodrodzonych. Zanurzenie ma jednak olbrzymie znaczenie dla tych, którzy całym sercem wierzą w zbawienie przez Jezusa Chrystusa (Dz 8.37). Po pierwsze dlatego, że zanurzenie – jak już wspomnieliśmy – jest Bożym zarządzeniem (Mt 21.25; J 1.33). Po drugie – zanurzenie związane jest z przykładem i poleceniem Chrystusa (Mt 28.19; Mk 16.15-16, por. J 3.22,26; 4.1-2 ). Jest niejako pierwszym aktem posłuszeństwa Chrystusowi. Byłoby więc dziwne gdyby osoby, które uwierzyły Jezusowi (Ewangelii), już na samym początku kwestionowały potrzebę posłuszeństwa. A zatem – jak powiedział Chrystus – ,,godzi się nam wypełnić wszelką sprawiedliwość” (Mt 3.15). ,,Kto [bowiem] mówi, że w nim mieszka, powinien sam tak postępować, jak On postępował” (1J 2.6). Po trzecie – zanurzenie było praktykowane przez pierwotną wspólnotę judeochrystiańską. Gdyby Chrystus nie nakazał zanurzenia, nie czytalibyśmy o nim w całych Dziejach Apostolskich oraz w listach skierowanych do pierwszych lokalnych zborów. A zatem wszędzie tam, gdzie była głoszona Ewangelia, zawsze dokonywano zanurzenia (Dz 2.38; 8.12; 10.48; 16.14-15,32-33; 19.5; 22. 16). Po czwarte – zanurzenie jest świadectwem śmierci dla grzechu i powstania do nowego życia w Chrystusie (Rz 6.3-6), czyli świadectwem ,,narodzenia na nowo” (J 3.3,5), przyobleczenia się w Chrystusa (Ga 3.27), wejścia do Królestwa Bożego (J 3.5) oraz warunkiem otrzymania Ducha Świętego (Dz 2.38; 5.32) i przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej (1Kor 12.13). Innymi słowy: jak zanurzenie Jezusa było aktem posłuszeństwa Bogu i całkowitym utożsamieniem się z grzesznym rodzajem ludzkim (Iz 53.6-7), tak zanurzenie Jego wyznawców jest wyrazem zjednoczenia z Nim oraz jednym z pierwszych dowodów prawdziwego posłuszeństwa wiary Temu, który zanim polecił zanurzać, sam został zanurzony.
Chociaż więc zanurzenie jest obrzędem (ceremoniałem religijnym) ustanowionym przez Boga oraz nakazem Jezusa, to sama istota zanurzenia, obrazująca nasze odkupienie w ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusie, daleka jest od formalizmu religijnego. Jeśli to jednorazowe wydarzenie w życiu człowieka uczyniono formalnym ceremoniałem religijnym – jak to ma miejsce w przypadku chrztu niemowląt lub osób nieodrodzonych – winą za to na pewno nie można obarczyć Jezusa Chrystusa. Takiego bowiem chrztu On nie ustanowił.