Ewangeliczny pacyfizm

Print Friendly, PDF & Email

fascism33

Od zarania dziejów ludzie zabijali zarówno dla osiągnięcia celów politycznych, ekonomicznych, ideologicznych, jak i w obronie własnych interesów. Kres wojnom nie położyły nawet tzw. kraje chrześcijańskie. Często je nawet wywoływały. Dziś zaś uczestniczą w tzw. misjach pokojowych. Mam więc pytanie: jak z biblijnego – a ściślej z ewangelicznego punktu widzenia – ustosunkować się do wojny, zabijania i służby wojskowej?

 

Gdyby biblijny punkt widzenia oparty był wyłącznie na pismach Starego Testamentu, można by próbować usprawiedliwić wiele wcześniejszych i współczesnych wojen. Przypomnijmy bowiem, że Księga Powtórzonego Prawa zawiera zarówno przepisy dotyczące prowadzenia wojen (Pwt 20.10-20), jak też przyzwalała Izraelitom na jej prowadzenie (Pwt 7.1-5). Czym to wytłumaczyć?

Zazwyczaj tłumaczy się to tym, że izraelici byli jedynie wykonawcami Bożych wyroków na narodach, które dopuszczały się najohydniejszych bezeceństw i zbrodni (Kpł 18.2124,27; Pwt 12.29-31; 18.9-14). Według Biblii, narodom tym dano czterystu lat na opamiętanie (Rdz 15.13-16). Inni natomiast podkreślają, że postępowanie izraelitów było po prostu uwarunkowane postępowaniem ówczesnych ludów, które w podobny sposób – a nawet o wiele surowiej niż Izraelici –  traktowały swoich wrogów.

Niezależnie od tego, które z tych lub innych wyjaśnień jest nam bliższe (i jaka jest nasza ocena biblijnych opowieści), warto pamiętać, że w czasach tych, zarówno wśród Żydów, jak i innych narodowości, istniała wyraźna tendencja przypisywania prawie wszystkiego danemu bóstwu. Przykładem tego może być m.in. boleśnie doświadczony Hiob, który powiedział: ,,Pan dał, Pan wziął” (Hi 1.21). Krótko mówiąc, ówcześni Żydzi (i nie tylko oni) uważali, że Bóg jest ostateczną przyczyną wszystkiego, w tym i wojen. Przypisywanie więc Bogu określonych myśli, słów i czynów, było w tamtych czasach czymś powszechnym. Zresztą, pod tym względem niewiele się zmieniło. Również dziś możemy się bowiem spotkać z odwoływaniem się do transcendentnej sankcji i usłyszeć: ,,Pan mi powiedział”, ,,Pan mi pokazał”, itp. Chociaż jest to zazwyczaj jedynie próba obiektywnego uprawomocnienia subiektywnych odczuć i roszczeń.

Powracając do wojny, stosunek do niej radykalnie zmienił się dopiero wraz z wystąpieniem Jezusa. Już w Kazaniu na Górze czytamy:

,,Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani” (Mt 5.9).

Od samego początku swojej misji, Jezus wzywał więc swoich słuchaczy do pokoju. Jego wezwanie dotyczyło nie tylko pokoju z Bogiem, ale przede wszystkim ,,pojednania z bratem”, a nawet z ,,przeciwnikiem swoim” (Mt 5.23-25), czyli pokoju ,,ze wszystkimi ludźmi” (Rz 12.18), o ile to – rzecz jasna – od nas zależy. Zwrócił na to uwagę w następujących słowach:

,,Słyszeliście, iż powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie sprzeciwiajcie się złemu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. A temu, kto chce się z tobą procesować i zabrać ci szatę, zostaw i płaszcz. A kto by cię przymuszał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim i dwie (…). Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5.38-41,43-44).

Jak łatwo zauważyć, słowa te wykluczają jakąkolwiek formę przemocy. Mówią natomiast o miłości bliźniego, którym – według Jezusa – jest nie tylko rodak, współwyznawca czy sąsiad, ale również każdy znajdujący się w niedoli, jak na przykład ów napadnięty przez zbójców z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10.29-37). Biblia mówi:

,,Jeśli łaknie twój nieprzyjaciel, nakarm go chlebem, a jeśli pragnie, napój go wodą” (Prz 25.21).

Słowa Jezusa odczytane w szerszym kontekście biblijnym nie pozostawiają więc najmniejszych wątpliwości, że Jezus nie tylko nie pochwalał wzajemnej nienawiści Żydów i Samarytan, ale również nie nawoływał do zbrojnej obrony przeciwko niesprawiedliwemu (rzymskiemu) prawu okupacji, według którego rzymski żołnierz mógł zmusić każdego Żyda do niesienia jego ekwipunku (por. Mk 15.21). Jezus po prostu zachęcał swoich wyznawców do przezwyciężenia zła dobrem (Rz 12.21). Nie nawoływał więc do zemsty nawet wtedy, kiedy Piłat krwawo rozprawił się z Galilejczykami (Łk 13.1-3), a jedynie ostrzegał, że jeżeli naród żydowski nie zechce się nawrócić, to zginie tak samo.

Oczywiście, Jezus nie sugerował by celowo wystawiać się na cierpienie. Zachęcał jedynie, by nie upierać się za wszelką cenę przy swoich prawach. Nie wzywał więc do odwetu, ale do naśladowania Jego stylu życia, m.in. do modlitwy za nieprzyjaciół, podobnie jak On sam to czynił (Łk 23.34, por. Dz 7.60; 1 Tm 2.1-3).

Innymi słowy: nakaz Jezusa, by miłować nawet nieprzyjaciół jest nieograniczony. Jak bowiem powiedział:

   ,,Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować”  (Łk 9.55-56).

Słowa te zresztą potwierdził podczas pojmania w Getsemani, kiedy upomniał jednego z apostołów, mówiąc:

   ,,Włóż miecz swój do pochwy; wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają, od miecza giną” (Mt 26.52).

Jak widać, Jezus odrzucał wszelkie formy przemocy. Co więcej, powołując się na przykazanie ,,Nie zabijaj”, potępiał też wszelkie przejawy słownej agresji (Mt 5.21-22). Uważał, że przykazanie to nie tylko zabrania fizycznej zbrodni, ale również każdej myśli i słowa, których celem jest zniszczenie drugiego człowieka. Tego właśnie Jezus uczył swoich wyznawców, mówiąc:

,,Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan” (Mt 10.24-25).

Oto dlaczego w pierwszych wiekach chrześcijanie tak zdecydowanie opowiadali się za pacyfizmem. Wszelką przemoc uważali bowiem za złą i niezgodną z nauką i życiem Jezusa. Nie brali więc udziału ani w pierwszej wojnie z Rzymianami w latach 66-70, ani w następnej – w  powstaniu żydowskim pod przywództwem Szymona Bar Kochby (132-135).

Chrześcijańskiemu pacyfizmowi sprzyjało zresztą samo Imperium Rzymskie. W jaki sposób? Ponieważ w cesarstwie nie istniał powszechny obowiązek służby wojskowej. Co więcej, żadnego Żyda nie wolno było zmuszać do służby w armii rzymskiej. Krótko mówiąc, judeochrześcijanie – podobnie jak Żydzi – nie mieli problemów z uniknięciem służby wojskowej.

Chrześcijanie zresztą surowo potępiali wojny. Wszyscy wybitni pisarze chrześcijańscy aż do III wieku po Chrystusie byli przeciwni również służbie wojskowej. Na przykład Tertulian pisał:

,,Skoro przykazano nam miłować nieprzyjaciół, kogo mielibyśmy nienawidzić? Skoro zakazano nam odpłacania za niesprawiedliwość inną niesprawiedliwością, któż miałby z naszej winy ucierpieć?” (w: Karheinz Deschner, ,,I znowu zapiał kur”, t. II).

Podobne stanowisko wyraził Orygenes:

,,Nie chwytamy już bowiem za miecz przeciwko narodowi i nie uczymy się już sztuki wojennej, jako że – dzięki naszemu przywódcy, Jezusowi – staliśmy się dziećmi pokoju” (tamże).

Niestety, postawa ta zaczęła się zmieniać już od IV wieku, kiedy to chrześcijaństwo stało się religią państwową. Na przykład Atanazy – jeden z głównych rzeczników Trójcy – pisał:

,,Mordowanie jest niedozwolone. Jednakże podczas wojen zabijanie przeciwników jest legalne i chwalebne”.

A zatem, chociaż wcześniej potępiano wszelkie formy przemocy, a nawet samo wstąpienie do wojska, tak począwszy od synodu w Arelate (314 r.) ekskomunikowano każdego, kto porzucał broń.

Ostatecznie stosunek do wojny zmienił się za sprawą jednego z największych ojców Kościoła, Augustyna. Wzorując się na starotestamentowej teokracji, Augustyn uznał, że ,,chrześcijańskie” cesarstwo spełnia podobną rolę co dawniej Izrael. Uznał więc, że chrześcijanie mogą stawać w jego obronie. W ten sposób narodziła się jego teoria ,,wojny sprawiedliwej”, która zakładała, że może ją prowadzić tylko legalna władza i to tylko wtedy, kiedy jej przyczyny są słuszne.

Według Augustyna, celem takiej wojny miało być ,,pomszczenie niesprawiedliwości” oraz przywrócenie pokoju. Były to jednak intencje sprzeczne z Ewangelią (Mt 5.39; Rz 12.19).

Niestety, owo kazuistyczne podłoże dla moralno-religijnej argumentacji zawiodło. Historia dowiodła bowiem, że tzw. kraje chrześcijańskie od IV aż do XX wieku z premedytacją popierały, prowokowały i prowadziły najokrutniejsze wojny. Czyniły to nie tylko wbrew zasadom Ewangelii, ale również wtedy, kiedy nie dochodziło do zbrojnej napaści przeciwnika. Zamiast więc stwierdzić, że żadnej wojny nie można nazwać sprawiedliwą, biskupi rzymscy zwoływali ,,święte” krucjaty, często łudząc uczestników odpustem zupełnym. Często też sami papieże stawali na czele swoich wojsk. Przypomnijmy, że jeszcze Pius IX (1846-1878) przeprowadzi krwawą pacyfikację zbuntowanej Perugii. Kościół rzymski nie tylko więc wielokrotnie stawał po stronie podejmującej wojny zaborcze, ale również sam wyniszczał Żydów, Saracenów, albigensów, waldensów i różne kultury etniczne. Dodajmy, że katolickie Kościoły narodowe stały po stronie swych wojujących państw jeszcze podczas I i II wojny światowej. Jednym słowem, Kościół winny jest największych zbrodni przeciwko ludzkości. W ten sposób całkowicie sprzeniewierzył się przykazaniom Jezusa.

Podkreślmy: z ewangelicznego punktu widzenia żadnej wojny nie można nazwać sprawiedliwą, a tym bardziej świętą. Są to stwierdzenia sprzeczne z zasadami Ewangelii. Nikt dziś nie może więc powiedzieć – jak to uczynił na przykład papież Urban II, wzywający do rozpoczęcia krucjaty  – że działa z rozkazu Chrystusa. Twierdzenia tego rodzaju były bowiem (i na zawsze pozostaną) zaprzeczeniem słów Jezusa, który powiedział: ,,Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować” (Łk 9.56).

Tak więc Jezus uczył, że tylko pokój ma być celem Jego wyznawców. Ewangeliczny pacyfizm minimalizuje więc wysiłki wszelkich organizacji wojskowych przeznaczonych do utrzymywania pokoju. Wiadomo przecież, że tak zwane siły pokojowe częściej przyczyniają sie do eskalacji przemocy niż do zaprowadzenia pokoju (np. Irak, Afganistan). Pokój nie jest bowiem rezultatem zwiększenia potencjału militarnego (tarcze antyrakietowe), lecz wzajemnego porozumienia opartego na ewangelicznej koncepcji miłości bliźniego nakazującej miłować nawet nieprzyjaciół. Prawdziwe błogosławieństwo pokoju jest więc dostępne wyłącznie dla tych, którzy pokój czynią (Mt 5.9). A zatem – jak podkreśla Walter Wink,,chrześcijaństwo powinno powrócić do czasów przedaugustyńskich, rezygnując z teorii wojny sprawiedliwej” (Peter Vardy, Paul Grosch, ,,Etyka”).

Nie może bowiem być tak – jak powiedział ojciec Kościoła, Cyprian – że ,,gdy jeden popełnia mord, jest to zbrodnia; ale kiedy mordowanie odbywa się w imieniu państwa, mówi się o męstwie”.

Prawdziwi chrześcijanie powinni więc zawsze opowiadać się za pokojem i całkowitą neutralnością w zbrojnych, politycznych, religijnych i etnicznych konfliktach tego świata.